Kochom cie piykno ziymio żywiecko – śpiewa się do dziś w drewnianych domach w dolinie Żabniczanki. Kto choć raz obudził się o wschodzie słońca i zobaczył jak światło maluje krajobraz na okolicznych wzgórzach – będzie ten widok nosił długo w sercu. Ci, którym w żyłach płynie krew żywieckich górali, tę tęsknotę za przestrzenią, nieskażoną przyrodą, dźwiękiem dzwonków i pobekiwaniem owiec pędzonych na hale, mają w genach. Zawsze ciągnąć ich będzie do tej krainy dawnych pasterzy i rozbójników, ludzi wolnych, szczerych i radosnych. Do zabawy z przytupem i do sakramentalnego: tak to za łojców bywało, które kończy każdą dyskusję.
Skoro dziadek Jasiu, gdy go Niemcy na roboty wywieźli, dwa tygodnie wracał na piechotę przez kolejne granice, by w drewnianym kościółku w Żabnicy poślubić babcię Marysię, to jego dzieci i ich dzieci – czyli my - też zawsze tu wracaliśmy. Bez względu na odległość czy porę roku ciągnęła nas tutaj ta żywiecka miłość.
Szelągówka, nasze siedlisko nad potokiem, z widokiem na Prusów i Boruć budowaliśmy jako miejsce rodzinnych spotkań. Dopiero w 2020 roku stworzyliśmy tu komercyjny obiekt. Taki, który pomieści nie tylko nasz zjazd familijny, ale także każdą imprezę, jakich nie braknie w dużych rodzinach – wesele huczne i bardziej kameralne, chrzest czy komunię. Projektując zabudowania Szelągówki czerpaliśmy z architektury i tradycji Żywiecczyzny, ale naszym priorytetem było stworzenie miejsca z klimatem - przestronnego, przyjaznego i komfortowego. Z noclegami, kuchnią i obsługą na najwyższym poziomie. Tak, aby nasi goście wracali do Szelągówki, tak jak my zawsze wracaliśmy.
Ewa i Tomek